poniedziałek, 30 stycznia 2012

Oblatywacz sufitów


Przez zaspy i zamiecie przyleciał do nas razem z tęgimi mrozami i zimą taki oto Oblatywacz, pokonał biedaczysko długą drogę z Chaty Sudeckiej do Jolinkowa, żeby zająć honorowe miejsce w kuchni. Będzie strzegł dobrej energii tego domu, będzie przysłuchiwał się bajaniom w długie wieczory, posłyszy niejedną ludzką historię, nieraz zapłacze i uśmiechnie się razem z nami. Sami powiedzcie, czyż nie jest uroczy?
A musiał pokonać długą drogę, bowiem zima piękna i sroga zawitała na Jaworzyny. Galusia lada dzień będzie rodzić, a tu mrozy okrutne, mamy nadzieję, że inwersja się utrzyma i temperatura nie spadnie poniżej 15 stopni, bo wtedy czeka nas siedzenie w koziarni z farelką, żeby maluchy nie zmarzły. Wczoraj na dole było -18 stopni, a u nas zaledwie -9 i oby tak dalej, bo coś mi się wydaje, że w tym tygodniu przyjdą na świat koźlaki, trzymajcie kciuki, żeby wszystko poszło dobrze i sami zobaczcie, jak wyglądają zimowe Jaworzyny.

droga do domu

droga do domu

droga do domu

droga do domu

droga do domu

droga do domu

droga do domu







 
















W ubiegłym tygodniu ukazała się Weranda Country, a w niej reportaż o naszym domu, chciałabym bardzo podziękować Jagodzie i Michałowi, moim zdaniem dzięki nim powstał piękny materiał.



Z niepokojem zerkam na termometr, w tej chwili jest już -18 stopni, to rekord zimna na Jaworzynach, nie wiem, czy dzisiejszej nocy nie spędzę w koziarni z farelką. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę ciepła w sercach.

czwartek, 19 stycznia 2012

Goście z zamieci

Fot. Artur
Jakiś czas temu dostałam maila, z rezerwacją pobytu weekendowego dla dwóch osób, ot nic dziwnego. Zdziwiłam się dopiero wtedy, jak dwa dni przed przyjazdem napisali, że powinni przyjść do Jolinkowa na 15 i prosiliby o obiadokolację  na 17. Czytałam go dwa razy, jak to przyjść, nie ustalałam z nimi ani jak do nas dojechać, ani gdzie to owo Jolinkowo jest, a tu przyjdziemy. Wysłałam maila z zapytaniem, czy aby się nie pomylili i jak zamierzają trafić do nas bez wskazówek, odpowiedzi nie dostałam i z coraz większym zainteresowaniem oczekiwałam przybycia owych Gości. Jako, że na dworze szalała śnieżyca, śnieg smagał twarz, okna kuchni z minuty na minutę zalepiał śnieżny puch, moja ciekawość rosła coraz bardziej, kimże są Ci śmiałkowie. Punktualnie o 15 ujrzeliśmy dwie postacie oblepione śniegiem niczym bałwany z uśmiechami na twarzy, byli to Asia i Artur, okazało się, że niepotrzebnie się o nich martwiłam, jako, że to globtroterzy nie lada, skoro objechali Syberię i Afrykę, to do Jolinkowa mieli nie trafić. Trzeba było jakoś pokrzepić strudzonych wędrowców, więc na stole szybko pojawiła się nalewka jeżynowa i gorąca herbata. Tacy to byli Goście ze śnieżnej zamieci, dzisiaj dostałam od nich maila i zdjęcia, którymi postanowiłam się z Wami podzielić.

Fot. Artur
 
Fot. Artur

Fot. Artur

 
Fot. Artur
 
Fot. Artur

 
Fot. Artur

 
Fot. Artur

Fot. Artur

 
Fot. Artur

Pozdrawiam Was serdecznie i donoszę, że śniegu przybyło jeszcze, tak, że zima w pełni, ciekawe kogo przyniesie kolejna zamieć. Jak już kiedyś pisałam gościliśmy w październiku Werandę Country, już wiem, że materiał o naszym domu ukaże się w styczniowym numerze, który będzie w kioskach 26 stycznia, czekam z niecierpliwością. Tekst napisała Jagoda, jest w nim króciutka wzmianka o Misi, więc chyba będę Wam winna opowieść, jak to z Miśką było, zrobię to w kolejnym poście, ale z góry uprzedzam, że nie będzie to wesoła powiastka. Nasze kózki coraz grubsze, wczoraj jak zaniosłam im obiad, przeżyłam wspaniałe chwile, bowiem w brzuchu Galusi zaczął rozrabiać jakiś maluch, kopał na wszystkie strony, a ja zafascynowana stałam i gapiłam się na te brewerie, natomiast Gala niewzruszona zajadała swoją sałatkę. To znak, że wykoty zbliżają się wielkimi krokami.

czwartek, 12 stycznia 2012

Komisja losująca

W dniu dzisiejszym komisja losująca w składzie: Tomek - fotoreporter, Jola - zdenerwowana robiąca za maszynę losującą i Fiona, oraz Słoninka dbające o porządek podczas losowania. Wszystkie losy uprzednio zostały zważone, co widać na  powyższym zdjęciu, fotoreporter bardzo się starał. 


Następnie oceniając ciężar i odpowiedzialność spoczywającą na moich barkach, wszystkie losy zostały wsypane na drewniana miarkę, coby jeszcze dokładniej odmierzyć, a następnie trafiły do starej dzieży dostanej od mojej zaprzyjaźnionej babci Józi...








Solidnie wymieszane drewnianą łopatką, żeby żadnych szachrajstw nie było


No i już moje drżące ze zdenerwowania ręce, zanurzyły się w czeluściach i wyciągnęły







Wyciągnęły Rogatą Owcę, droga Rogata Owco, piszesz, że dla Ciebie to wielkie przedsięwzięcie logistyczne, no to szykuj się, tak pomyśleliśmy sobie z Tomkiem, że Twoje owieczki dogadają się z naszymi kózkami, bardzo Cię proszę o maila, żebyśmy mogły dogadać szczegóły tego przedsięwzięcia. Wierzcie, lub nie, ale to losowanie było dla mnie dużym stresem, bo najchętniej wylosowałabym Was Wszystkich, to dopiero byłaby logistyka. Chciałabym również tak poza losowaniem, (mam nadzieję, że mi wybaczycie) zaprosić w nasze skromne progi pewną osobę. "Moje marzenia" mam nadzieję, że przyjmiesz to zaproszenie i odezwiesz się do mnie, bo marzenia się spełniają, może w to uwierzysz. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i dziękuję za udział w tym losowaniu.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Dla stęsknionych za zimą


Tak dzisiaj wyglądała nasza próba zjechania na dół na zakupy, trzeba było zacząć od znalezienia samochodu, sypie od dwóch dni i śniegu coraz więcej, najbardziej zdziwieni są Ci, którzy przyjeżdżają z dołu, bo tam śladu śniegu nie ma, po prostu pada deszcz. Tego posta dedykuję Wszystkim stęsknionym za zimą w zimie, zdjęcia kiepskie, bo i warunków nie ma, pozdrawiam Was serdecznie i idę odśnieżać.










środa, 4 stycznia 2012

Idzie nowe...



Świąteczny czas już za nami, nasi Goście przyjechali i wyjechali. Oni się bali, bo był to pierwszy ich świąteczny wyjazd, ja się bałam i nie było czego. Spędziliśmy ten czas bardzo miło, lepiąc razem wigilijne pierogi, snując długie nocne rozgawory, piekąc ciasteczka babci Zosi, dobre wiatry znowu przywiały do naszego domu wspaniałych ludzi, zarówno świątecznych, jak i sylwestrowych.
Nowy rok przypomniał mi jak któregoś roku, przyszła do nas w odwiedziny sąsiadka, ledwie przekroczyła próg chałupy, a już zaczęła garściami sypać zboże po kuchni i wołała "niech Wam się darzy w domu i w oborze na ten nowy rok", z przerażeniem patrzyłam jak ziarna owsa rozsypują się po kuchni wpadając we wszystkie szpary drewnianej podłogi i pomyślałam sobie, że myszy w tym roku na pewno będą miały co jeść, jeszcze na wiosnę znajdowałam te owsiane życzenia w różnych zakamarkach kuchni. Tak dawniej odwiedzano się w chałupach i składano sobie noworoczne życzenia, zakrapiając je kieliszeczkiem gorzałki.
Przed którymiś świętami, jeszcze jak przyjeżdżaliśmy tu na weekendy, wysłałam dzieci mojej siostry do sąsiada, żeby pożyczył nam mikser. Wtedy jeszcze nie miałam w chałupie wielu potrzebnych w kuchni sprzętów. Minął jakiś czas, przychodzą dzieciaki i dzierżą w rękach jakiś dziwny drewniany przedmiot, popatrzyłam i oczom uwierzyć nie mogłam, zapytałam co, to ma być? Na to Marta-córka siostry, odpowiedziała mi, iż pan Bronek powiedział, że to jest mikser wiejski i innego nie ma. Co było robić ukręciłyśmy ciasto przy pomocy tego drapaka i muszę powiedzieć, że pyszne było. Zaintrygowało mnie to jednak bardzo, z czego się takie wiejskie miksery robi i dalejże do Bronka na spytki, a musicie wiedzieć, że lubił on opowiedać o tym jak to drzewiej bywało. Tak więc, każdego roku przed świętami szło się do lasu, by wybrać najpiekniejszą choinkę, którą ustawiało się w białej izbie i pięknie ubierało we własnoręcznie zrobione ozdoby, jabłka i orzechy, stała sobie ta panna zielona, a kiedy przyszedł czas na jej wyniesienie, ucinało się jej czubek i z niego właśnie po dokładnym ostruganiu z kory powstawały wiejskie miksery, czyli rogolki. W zależności od tego jak duże drzewko było, tak i rogolka, albo większa, albo mniejsza wychodziła. Teraz i my co roku z czubka naszego świątecznego drzewka robimy takie rogolki, to znaczy Tomek struga i dopieszcza, mamy ich już tyle, ile lat tu mieszkamy i jedną tą dostaną od Bronka, bo oddawać jej nie kazał. Już niedługo dołączy do nich tegoroczna.





Ostatnie dni starego roku przyniosły mi dobre wieści. Któregoś dnia dzwoni do mnie moja córka Marika i pyta, co robię. We mnie czujność wzbiera, bowiem jak ona tak zaczyna rozmowę, znaczy coś się kroi i nie myliłam się, po chwili słyszę w słuchawce - "Mamo jestem w ciąży", czyli będę babcią! Stary rok kończy nam się ciążami kózek i dzieci, czyli nowy obdarzy nas nowym życiem.
Dziękuję Wam za tyle miłych słów, życzeń, za to, że tu zaglądacie i dajecie siłę i wiarę w to, co robię. Pozdrawiam serdecznie: Stasię, Halinkę, Alinkę, Monikę, Andrzeja, Edytę, Sylwię, Irka, Krzyśka, dziękuje Wam za ten wspólny czas.